Pomińmy opis wstawania i dojazdu. Z autokaru wysiedliśmy nad Wisłą, naturalnie przy toaletach. Kilka zdjęć grupowych i ruszyliśmy do Muzeum Podziemi Rynku. Warto wspomnieć, że wszędzie oprowadzała nas przemiła pani przewodnik, która nie nudziła, a ciekawie opowiadała o życiu codziennym bogatych i biednych mieszkańców Krakowa. Dowiedzieliśmy się na przykład, że w średniowieczu nóż był symbolem ludzi wolnych, mieszczan, a kowal pracował także jako dentysta. Moją największą uwagę w Muzeum Podziemi Rynku zwróciły nie nowoczesne ekrany, stanowiska multimedialne, ekran parowy, mapy pokazujące co tylko chcemy ale biżuteria. Piękna biżuteria! Największym zaskoczeniem było to, że ona jest… taka sama jak teraz! Pierścionki, bransoletki i naszyjniki mogłem podziwiać i w muzeum, i w Sukiennicach.

Po wyjściu na powierzchnię ruszyliśmy w stronę Kościoła Mariackiego. Po drodze zaczepił nas Yoda, lecz nie przyszliśmy do świątyni Jedi, tylko do świątyni Boga. A Bazylika Mariacka jest naprawdę imponująca. Wszystkie ściany pokryte malowidłami aniołów grających Najświętszej Maryi Pannie. Znajduje się tam także ołtarz Wita Stwosza. Nie będę pisał o wymiarach, złocie, pięknie, lecz powiem krótko: dzieła Wita Stwosza nie zobaczycie w podręczniku do historii. Trzeba pojechać do Krakowa.

Pozostając w duchu stylu gotyckiego dotarliśmy na Wawel i do Katedry na Wawelu. Znajdująsię tam grobowce królów Polski a także relikwie św. Stanisława, biskupa zamordowanego z rozkazu króla Bolesława Śmiałego a także relikwie błogosławionego Jana Pawła II.  Mieliśmy okazje uczcić krew papieża, co zresztą z chęcią uczyniliśmy. Nasz wyjazd wzbogacił się więc o wątek duchowy, znaleźliśmy chwilę do refleksji nad życiem Karola Wojtyły i podziękowania mu za jego slużbę i ofiarę, szczególnie ważną dla Polaków. Zamek obejrzeliśmy tylko z zewnątrz. Potem przelecieliśmy przez Sukiennice i zjedliśmy obiad w McDonaldzie. Oczywiście standardowa racja żywnościowa nie starczyła dla żarłoków z Bogucic. Domówiliśmy po cheeseburgerze i dostaliśmy dwie porcje frytek od bardzo miłych dziewczyn. Po obiedzie był czas wolny przeznaczony na zakupy, w naszym przypadku zakupy połączone ze zmoknięciem.

W aqua parku było super! Siedem zjeżdżalni, wstęp praktycznie bez kolejki, bicze wodne, ściany wspinaczkowe… Szkoda, że było nas tylko czworo oraz brakło nam trochę Dzieci Maryi. Doceniliśmy uroki płynące ze wspólnych wycieczek i zabaw. Podtapianie i chlapanie piszczących dziewczyn to chyba najlepsza atrakcja pod słońcem (no może oprócz roller coasterów we Francji).
 Jak podsumować taki wyjazd? Ciekawe doświadczenie? Fajna zabawa? Piękno sztuki? Potęga Krakowa? Ja podsumuję inaczej: warto było czytać Ewangelię św. Marka.

Patryk Paszko